To było do przewidzenia. Kolejny obiektyw ze stajni Sigmy ląduje w bagnecie Sony i L-mount. Tym razem jest to klasyczne 35 mm. Kiedyś, z ciekawości, zapytałem Sigmę, jaki obiektyw jest numerem 1 sprzedaży w Polsce. Była to 35 1.4 Art. Dziś pogadam o najnowszej odsłonie tej ogniskowej, a nazywa się to:
Sigma 35mm 1.4 Art DG DN
którą będę nazywał „nowa trzydziestkapiątka”. Ktoś na grupie Nikona pod moimi zdjęciami testowymi z tej Sigmy napisał:
Recenzja będzie wyglądała tak, jak w każdej Sigmie. Niesamowita ostrość, piękna plastyka, ogromne winietowanie. Dosyć duże wymiary. A na koniec, kiedy Sigma wypuści to szkło pod Z, bo zazdroszczę Sony takiego szkła.
No i bądź tu mądry człowieku. Jak napisać recenzję, kiedy jej zakończenie jest już znane? Może by cisnąć tą Sigmą o ziemię, aby złapała jakiegoś przekosu ii obsztorcować za nieudaną konstrukcję?
A może fotografować z wyłączonym silnikiem AF-u? i narzekać że autofocus słaby? Wiem!, odepnę osłonę przeciwsłoneczną i będę narzekał na bliki. Albo nie. Dlaczego czarna?, już wiem, dowalę, że winietuje, ale musiałbym wyłączyć profil…
to może ja po prostu opiszę co myślę o tym szkle…
Sprzęt testuję w realnych sytuacjach z punktu widzenia fotografa, a nie na tablicach testowych. Wszystkie pokazane tu zdjęcia są mojego autorstwa. Obiektyw testowany jest z założoną osłoną przeciwsłoneczną i zadanym profilem w LR.